Kiedy Wy pasibrzuchy leniuchujecie,podjadając świąteczne rarytasy,my tu w pocie czoła zdobywamy kolejne fragmenty układanki co się zowie kalejdoskopem przygód.Zaczęliśmy ambitnie. Na cel pierwszego wyzwania obraliśmy świątynie tygrysa na 600 metrowej skale. Do pokonania raptem 1237 schodów. Co to dla nas - pomyśleliśmy na dole i dziarsko ruszyliśmy w górę.
Z każdym stopniem nasz entuzjazm malał, odwrotnie proporcjonalnie do wysokości.
...
Szczyt zdobyliśmy po katolicku, na kolanach.
Na górze Budda, jakieś szatany i obłędny (choć niezbyt fotogeniczny) widok.
.
sobota, 26 grudnia 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Kochani spalajcie te kalorie za nas bo nam po świętach przybyło :-)
OdpowiedzUsuńPokonanie 1237 schodów to naprawdę niezły wyczyn,ale się opłacało ,bo ze zdjęć widać że widoki z tej wysokości są przepiękne,myślę że doświadczyliście tam uczucia zwanego"orgazmem w oczach",zdjęcia są naprawdę zabawne jak do tego szczytu dochodzicie:)
OdpowiedzUsuń